Dopada każdego z nas bez względu na wiek, miejsce pracy, zamieszkania, ilości pieniędzy na koncie, itd. Jak już Cię dopadnie, zazwyczaj ma spory, a często wręcz olbrzymi wpływ na Twoje kolejne decyzje i działania. Spora część z nas, często przed nią ucieka lub wręcz przeciwnie wybiera bezruch, licząc, że łaskawie, tym razem jednak nas ominie. Porażka. Dzisiaj o tym, jak radzić sobie z tym, że coś mi w życiu nie wyszło.
Zacznę zupełnie niemotywacyjnie. Porażka bardzo często boli. Psychicznie, fizycznie. Jawi się jako zbędne utrudnienie w drodze do celu (lub nawet, gdy celu brak) i często wywołuje retoryczne pytanie: Dlaczego mi się to przytrafia? Co ze mną jest nie tak? Bo przecież jakże pięknie by było, gdyby porażki nie było. Gdyby wszystko nam pięknie wychodziło. Oczywiście, gdyby się nad tym głębiej zastanowić to taki świat bez porażek byłby porażką. Nudą, zbiorem ideałów, identycznych robotów. To właśnie zdolność uczenia się, możliwość rozwoju każdego z nas tworzy różnorodność i nadaje smak naszym wyborom, decyzjom, relacjom, życiu. Łatwo jednak napisać, a trudniej odnieść do rzeczywistości, w której piąty szef z kolei nie potrafi mnie docenić.
I tutaj nie mam dobrej wieści (spokojnie, dalej będzie tylko lepiej). Porażka jest lekcją w praktyce. Często mamy poczucie, że nie daje nam się wcześniej przygotować, ale w rzeczywistości, najczęściej motywuje nas, aby coś zrobić jednak z czymś w naszym życiu, bo sami się do tego nie kwapimy. Porażka jest wymagającym nauczycielem. Jej celem jest zachęcenie Cię do refleksji, pogłębienia wiedzy, wyciągnięcia wniosków i zastosowania ich w praktyce następnym razem. Jeśli jednak rządzi nami przekonanie, że porażki trzeba za wszelką cenę unikać (dotyczy to, np. perfekcjonistów) rodzi to stagnację, czyli także formę porażki, tyle, że w formule, do której jesteśmy przyzwyczajeni – Już lepiej nie kombinować. Skąd pewność, że następny szef/partner nie będzie gorszy? Jakoś to przeżyję, mam na to sposób.
Skąd w nas taka obawa przed popełnianiem błędów i przyznawaniem się do nich?
W tym miejscu zaznaczę od dobrej wiadomości. Twoje podejście do porażki, jeśli Cię osłabia, można zmienić. Mamy taką zdolność jako ludzie. Co więcej, nikt z nas nie rodzi się z wbudowaną opcja bycia porażką. Dowód?
Czy znasz, widziałaś/eś dziecko, które uczy się chodzić?
Czy widziałaś/eś taki przypadek, aby ten malutki człowiek przy pierwszych próbach stawiania małych kroków, zniechęcił się po pierwszym upadku i już dalej nie próbował, bo przecież 'to i tak nie ma sensu', 'nie nauczę się' 'już taki jestem, nie mam do tego talentu', 'czy wypada tak chodzić', 'a co sobie pomyśli sąsiadka na temat tego, jak ja chodzę?'.
Oczywiście, możesz powiedzieć, że dziecko nie potrafi mówić i nie operuje znaczeniami, jakie my dorośli przypisujemy słowom, które jednak przecież same w sobie nic nie znaczą (ale pozostaje pytanie, kto nadaje znaczenie twoim słowom w życiu?) I całe szczęście, że ten malutki człowiek nie podlega prawom semantyki. Dzięki temu każde zdrowe dziecko ma szansę samodzielnie nauczyć się chodzić, mówić, a często nawet załapuje się jeszcze w tej fali rozwoju na jazdę na rowerze lub naukę pływania. Po prostu się uczy, co zakłada, że próbuje różnych możliwości i wybiera te, które przynoszą mu, nawet nie zakładany rezultat, bo dziecko nie wie jaki ma być efekt końcowy, ale przynosi mu ta nauka zadowolenie i sprawia, że nowe działania, relacje stają się możliwe. Rozszerza się jego perspektywa. To dziecko, pokazuje nam, że warto ponieść ryzyko poradzenia sobie z porażką/błędem. Oczywiście, ono może czuć złość, ale to nie sprawia, że zaprzestaje działania. Nie ma też w sobie jeszcze wypracowanego przekonania, że 'Błąd to coś bardzo złego i należy go za wszelką cenę unikać' oraz 'skoro czegoś bardzo chcę i uważam, ze to dla mnie jest dobre, to tak musi się stać. Inaczej jest porażka'. Nie ma tutaj miejsca na wygórowane oczekiwania. W zamian jest akceptacja faktów.
Jednak w końcu przychodzi taki moment w naszym życiu, kiedy zaczynamy rozumieć społeczne znaczenie tego słowa. I to nas często poraża. Nie jakieś konkretne zachowanie, które nam nie wyszło, ale reakcja ludzi wokół na to nasze działanie. Być może to surowy rodzic, który jasno swoją postawą ciała i komunikatem stwierdził, że jesteś 'totalna fajtłapą' lub stało się to w szkole, podczas zabawy, spotkania rodzinnego lub w bibliotece. Miejsce nie ma znaczenia. Każdy z nas doświadczył sytuacji, w której bardzo często wyłącznie negatywne myślenie o porażce zaczyna wywierać na nasze życie duży wpływ. Skoro każdy z nas tego doświadczył, to czy jest szansa nie mieć z tym problemu? Jest. Nie chodzi o to, aby żyć w świecie, w którym nikt nam nie powie, że jestem beznadziejna, co jest absolutnie niemożliwe, patrząc chociażby na hejt w internecie. Chodzi o to, aby nauczyć sobie radzić z takimi sytuacjami. A w przypadku dzieci (i dorosłych także) zadbać o to, aby jednak miały miejsce i czas, kiedy błąd można przegadać i wyciągnąć z niego lekcję. I tyle. Albo aż tyle. Aby jednak być wiarygodnym dla innych, trzeba sprawdzić, jak z tą porażką jest u mnie.
Zacznijmy od początku i sprawdźmy zatem, co w ogóle to słowo oznacza.
W polskiej semantyce pierwsze skojarzenia wiążą to pojęcie z klęską, upadkiem. Mocne znaczenie, które nie przynosi ukojenia. W j. angielskim słowo to oznacza 'nie trafiać do celu', w hiszpańskim 'złamać, rozbić, osłabić'. Mnie bardzo przypadło do gustu rozumienie tego słowa przedstawionego w języku niemieckim przez Anselma Gruna, który związał to słowo z… umieraniem. W tym znaczeniu, umiera coś w czym pokładaliśmy nadzieję, ale z drugiej strony rodzi się miejsce na nowe. Kolejny krok jest zależny od nas. Jakże inne rozumienie porażki. Jakże uwalniające. Dla mnie osobiście znaczenie bardziej wzmacniające niż klęska. I zdecydowanie przyjmuję go do swojego prywatnego słownika.
Już samo przyjrzenie się etymologii pokazuje, że nie ma definicji porażki. Można ogólnikowo powiedzieć, że jest to sytuacja, w której wynik odbiega od zakładanych rezultatów. To jednak nie odzwierciedla całej emocjonalnej batalii jaką często toczymy sami ze sobą, gdy ONA, czyli porażka pojawia się na horyzoncie. Każdy z nas w tym zakresie ma swój własny kod. To, czym się zajmujemy na coachingu w pracy z porażką to jego odkrycie i takie nadanie mu znaczenia, aby nie blokował, a nawet wspierał.
W książce 'Jak zrobić z cytryn lemoniadę' autor dokonuje szerokiej analizy naszego polskiego podejścia do porażki. Jakże rzadko można spotkać ludzi, którzy potrafią powiedzieć 'zrobiłam błąd'. Najczyściej jesteśmy mistrzami w zakresie wytykania cudzych porażek, nawet w osobistym kontekście. Bo przecież, podążając za wspominanym autorem, moją pracę z klientami na coachingu i moimi osobistymi doświadczeniami, jeśli świat jest bezduszny, to nie moja wina, że nie odnoszę sukcesu i nic nie robię. Nikt też nie ma prawa oczekiwać ode mnie sukcesu, jeśli jest tak trudno. Raczej powinien mi współczuć. Zatem odpuszczam sobie swój wpływ na daną sytuację, odpowiedzialność za nią i widzę przyczynę błędu we wszystkim, tylko nie w sobie. Tak, jakby przyznanie się, że coś mi nie wyszło, miało sprawić, że zniknę, rozpadnę się. Moje osobiste doświadczenia i wnioski z pracy z osobami w coachingu, dają zupełnie inny skutek. Przyznanie się do porażki, nazwanie jej po imieniu, przerobienie, daje siłę.
CZY ZMIANA JEST MOŻLIWA?
I teraz pora na absolutne kluczowe pytanie jeśli mierzysz się z lękiem przed porażką.
Jeśli sobie nie dajesz takiego prawa, z góry skazujesz się na porażkę. W zdecydowanej większości spraw, nie można się czegoś nauczyć bez popełnienia błędów. I oczywiście wiele w tej nauce zależy od tego, jak siebie traktujesz, gdy już ten błąd popełnisz. Ne bądź dla siebie surowa/y. Porażka i tak wyzwala najczęściej dużą dawkę złości, smutku, czasem gniewu, stresu i frustracji. Pogłębianie tego stanu przez samą/samego siebie na nic się zdaje. Co więcej, porażka jest druga stroną medalu sukcesu. Po prostu, jedno bez drugiego nie istnieje. Zamiast surowości, okaż sobie troskę, zrozumienie, przyznaj się do porażki, daj jej wybrzmieć, a potem dopiero działaj.
Innym częstym przekonaniem w obrębie porażki, z którym pracuję w coachingu to myśl, że 'niekonsekwencja jest porażką'. Sprawdź, czy takie przekonanie nie zajmuje ważnego miejsca w Twojej głowie. Jeśli tak, polecam się jej dobrze przyjrzeć i popracować nad zmianą.
Zdarza się także, że ludzie prokrastynują, bo obawiają się porażki. Co im w tym zakresie daje oddalanie w czasie tego, co jest do zrobienia? Daje potężny argument. Bo przecież, jeśli mi nie pójdzie to nie dlatego, że nie chciałam/em, nie potrafię, ale było za mało czasu.
Złota rada: W momencie apogeum nic nie rób. Nie ma sensu pogłębiać huraganu. Dopiero, gdy wiatr się uspokoi, możesz się tym zająć. Po pewnym czasie, gdy nauczysz się współpracować z porażkami, już nawet nie będzie trzeba tak długo jej rozważać, medytować nad nią. Od razu będziesz wiedziała/wiedział, jak działać w przypadku jej wystąpienia lub po prostu nie zrobi ona już na Tobie takiego wrażenia.
A co jeśli szef określił mnie porażką? Jeśli powiedział: 'Jesteś nieudacznikiem i każdy tutaj to przyzna'.
Masz kilka wyjść z tej sytuacji:
I na koniec pamiętaj, ludzie, którzy akceptują siebie, osiągnęli swój cel nie mają najczęściej w zwyczaju śmiać się z cudzych porażek, bo też tą lekcję przerabiali. Najczęściej śmieją się i krytykują Ci, którzy porażki sami panicznie się boją.
Podejście do porażki da się zmienić w taki sposób, aby czerpać z niej wsparcie, wiedzę, a nie tworzyć kolejne blokady. Jeśli samodzielna zmiana w tym zakresie jest dla Ciebie z jakiś powodów zbyt trudna, moim zdaniem coaching może Ci bardzo pomóc. Zatem, jeśli nie radzisz sobie z porażkami i nie masz o tym z kim pogadać, zapraszam na coaching BE-MASTER online lub tradycyjną sesję w Katowicach. Jestem przekonana, że wreszcie tę lekcję odrobisz.
Inspiracje do tego artykułu czerpałam z własnego życia, pracy coachingowej oraz dwóch książek, które polecam w obszarze rozwoju i pracy z porażką:
1. P. Fortuna: Pozytywna psychologia porażki. Jak z cytryn zrobić lemoniadę, 2012.
2. Ch. Andre, A. Jollien, M. Ricard: Trzech przyjaciół w poszukiwaniu mądrości, 2017.